Nie wiem, czy dzisiaj będzie coś z mojej pseudofilozofii, czy ja Wy to tam nazywacie. Po prostu, nudzę się, to piszę, obecnie nie zastanawiam się, czy to ma sens. Jeżeli uważacie, że moje wypociny są wyjątkowo beznadziejne, to może załóżcie HEJTED KLAUDIA na facebooku, Ostatnio podobne strony zyskują popularność. Fenomen podobnych bzdur mnie nie dziwi. Nie, nie będę tutaj hejtowała hejterów, bo okażę się zwykłą hipokrytką, a nie o to mi chodzi. Każdy postępuje wedle własnego sumienia, własnych zasad(jeżeli takowe posiada). Postanowiłam, że wszelakie interwencje na niewiele się zdają, bo ludzie odreagowują agresją i obracają kota ogonem. Także życzę Powodzenia, którejkolwiek drogi nie wybierzecie, obyście tylko nie zabłądzili.
Ostatnio wiele dobrego się dzieję. Mam nadzieję, że pisząc coś podobnego nie pokuszę losu. Moja amatorska próba pisania scenariuszy wypaliła z zaskakująco dobrym skutkiem. Przez to całe zamieszanie usłyszałam wiele ciepłych słów, za które serdecznie dziękuję. Jeżeli już jestem przy, wymawianiu "magicznych dla świata" słów, to przepraszam za nieświadomą kradzież, jakkolwiek to głupio teraz nie zabrzmiało. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Swoją drogą to dziwne uczucie, mieć świadomość, że jutro nie czeka Cię kartkówka. Zaczynam popadać w paranoję, niedobrze.
Chyba na dzisiaj tyle, bo tak jak pisałam na początku, nie wiem do kogo, o czym, nie wiem nawet jak, więc dobranoc. Niektórzy to czytają z uśmiechem na twarzy, być może jeszcze inna: Ona jest dziwna. W sumie, mają rację. Dobranoc :)
Moje wrota :)))
środa, 10 kwietnia 2013
czwartek, 4 kwietnia 2013
Napisałabym Wam o tym, jak bardzo boli mnie gardło. Opowiedziałabym o męczących porankach, które rozpoczyna atak kaszlu. Nawet mogłabym marudzić, że więcej u mnie lekarstw niż regałów...Tylko po co? Narzekanie zdominowało internet, dlatego nie będę fundowała nikomu kolejnej dawki goryczy.
Czasem zwolennik golonki sięga po rurki z kremem.
Pisałam już o tym, dlaczego jestem taka otwarta. Mówiłam, że im bardziej wierzymy w ludzi, tym więcej jest ich obok nas. Oczywiście, niektóre znajomości warto kontynuować, inne nie, ale to osobna kwestia.
Należy pamiętać, że prócz wiary w drugiego człowieka, nie można zapominać o sobie.
Dlatego też - Uwierz w siebie! Być może gwałcisz swoje oczy, czytając ten tekst, jeśli już czujesz się niekomfortowo wróć do swoich znajomych na facebook"u. Ja się nie obrażę, a oni będą wniebowzięci, bo obok twojego nazwiska znów zauważą zieloną kropkę.
Wierzmy, że coś nam się uda. Mówię: "Uda Ci się". Spytasz, skąd to wiem. A ja odpowiem, że nie wiem, ale wierzę. Wiedza, to coś pewnego, sprawdzonego. Coś, w czym lubowali się scientycy. Wiara tym różni się od wiedzy, że daje nadzieję, a nie stuprocentową gwarancję. Powiesz, nadzieja bywa złudna. Owszem, ale nastawiając się na porażkę narażasz siebie na dziesięcioprocentowe niepowodzenie. Spytasz, gdzie pozostałe dziesięć? A no, Twoi bliscy próbują pomalować czarną dziurę na delikatniejszy odcień. I już prawie im się to udało, ale Ty znów wziąłeś czarny mazak i zamalowałeś barwną część.
Nie mów: Na PEWNO NIE. Ja Ci nie odpowiem Na PEWNO TAK, ale zapytam, tak samo, jak Ty zapytałbyś mnie. Skąd wiesz? Tylko ja nie uszłyszę: 'Mam nadzieję", tylko: "Jestem do dupy, beznadziejny". Właśnie BEZNADZIEJNY. Bądź Nadziejny. Nadziany nadzieją, ale nadziany z umiarem. Nikomu nie smakuje zbyt słodki wafelek, ale każdego wzdyma na myśl o przesadzonej goryczy.
Przyznaję, ten apel jest także do mnie. Ja też czasami lubię mieszać smaki.
Nie chodzi mi o to żebyśmy wszyscy teraz kupowali drogie samochody i "mieli nadzieję", że nam się zwróci..
Mówię o wierze w swoje marzenia, plany. Realizacja celów wypełnia nasze życie, a od podejścia naszego i naszych bliskich zależy, jak to życie będzie wyglądało. Z nadzieniem nadziei, czy puste, bez wartości, które mogłyby nam pomóc.
Skoro wierzymy w Boga, dlaczego nie wierzymy w siebie, przecież jesteśmy jego częścią?
Nawet jeżeli ktoś jest ateistą powinien wiedzieć, że wiara w swoje możliwości to uchylenie drzwi do sukcesu.
Czasem zwolennik golonki sięga po rurki z kremem.
Pisałam już o tym, dlaczego jestem taka otwarta. Mówiłam, że im bardziej wierzymy w ludzi, tym więcej jest ich obok nas. Oczywiście, niektóre znajomości warto kontynuować, inne nie, ale to osobna kwestia.
Należy pamiętać, że prócz wiary w drugiego człowieka, nie można zapominać o sobie.
Dlatego też - Uwierz w siebie! Być może gwałcisz swoje oczy, czytając ten tekst, jeśli już czujesz się niekomfortowo wróć do swoich znajomych na facebook"u. Ja się nie obrażę, a oni będą wniebowzięci, bo obok twojego nazwiska znów zauważą zieloną kropkę.
Wierzmy, że coś nam się uda. Mówię: "Uda Ci się". Spytasz, skąd to wiem. A ja odpowiem, że nie wiem, ale wierzę. Wiedza, to coś pewnego, sprawdzonego. Coś, w czym lubowali się scientycy. Wiara tym różni się od wiedzy, że daje nadzieję, a nie stuprocentową gwarancję. Powiesz, nadzieja bywa złudna. Owszem, ale nastawiając się na porażkę narażasz siebie na dziesięcioprocentowe niepowodzenie. Spytasz, gdzie pozostałe dziesięć? A no, Twoi bliscy próbują pomalować czarną dziurę na delikatniejszy odcień. I już prawie im się to udało, ale Ty znów wziąłeś czarny mazak i zamalowałeś barwną część.
Nie mów: Na PEWNO NIE. Ja Ci nie odpowiem Na PEWNO TAK, ale zapytam, tak samo, jak Ty zapytałbyś mnie. Skąd wiesz? Tylko ja nie uszłyszę: 'Mam nadzieję", tylko: "Jestem do dupy, beznadziejny". Właśnie BEZNADZIEJNY. Bądź Nadziejny. Nadziany nadzieją, ale nadziany z umiarem. Nikomu nie smakuje zbyt słodki wafelek, ale każdego wzdyma na myśl o przesadzonej goryczy.
Przyznaję, ten apel jest także do mnie. Ja też czasami lubię mieszać smaki.
Nie chodzi mi o to żebyśmy wszyscy teraz kupowali drogie samochody i "mieli nadzieję", że nam się zwróci..
Mówię o wierze w swoje marzenia, plany. Realizacja celów wypełnia nasze życie, a od podejścia naszego i naszych bliskich zależy, jak to życie będzie wyglądało. Z nadzieniem nadziei, czy puste, bez wartości, które mogłyby nam pomóc.
Skoro wierzymy w Boga, dlaczego nie wierzymy w siebie, przecież jesteśmy jego częścią?
Nawet jeżeli ktoś jest ateistą powinien wiedzieć, że wiara w swoje możliwości to uchylenie drzwi do sukcesu.
piątek, 22 marca 2013
Jeszcze przed feriami obiecywałam sobie, że będę tutaj zaglądać systematycznie. Jak widać, nie udało się. Nie będę Was przepraszać, bo i tak niewiele osób to czyta, a jeżeli już ktoś tutaj zagląda to robi to głównie dlatego, że zaspamiłam tablicę na facebook'u.
Tak naprawdę piszę, bo nauka słówek w piątkowy wieczór to niezbyt kusząca wersja. Nie wiem, co chcę powiedzieć, nad czym dumać, tym razem.
Jeszcze tydzień temu modliłam się zęby nie pomylić pociągów, dobrze schować bilet i nigdzie się nie zgubić.
Przypuszczałam, że tamta wyprawa wzbogaci mój bagaż o kolejne kilogramy wspomnień. Ekscentryk z walizką, który na początku wydawał się normalnym, pokrzywdzonym przez los człowiekiem. Odkryłam kilka sposobów na pozbycie się plam z czyiś spodni, włożyłam cholernie niewygodną sukienkę, która i tak nie przeszkadzała mi w tańcach. Szampan wypiłam z pięknego kieliszka, ale ja nadal wolę sok jabłkowy, nieważne, ze szklanki, czy z butelki.
Przepraszam tych, których zadręczam swoimi kiepskimi żartami, śpiewami, czy innymi objawami głupoty. Po prostu tak działa na mnie tegoroczna wiosna, chociaż to nie kwestia pory roku, prawda? :)
Powinnam zarzucić jakąś głęboką myślą, ale mam dzisiaj nastrój, nie sprzyjający zadumie. Oglądam za dużo odmóżdżających programów. Czterdziestolatka z czternastolatkiem. U pana czwórka z tyłu, u pani z przodu, kogo to obchodzi? Ważne żeby oglądalność wzrosła. Alfons, który kamufluje się teczką z kancelarii. Jeszcze lepsza jest wróżka, która ma romans ze szwagrem wujka swojego brata, albo syn zakochany w córce żony przyszłego księdza..
Przyszłe modelki, polka z angielskim akcentem... Im głupsze, tym lepsze. Zrobię sobie zupkę z paczki bez obaw, ze z telewizora wyskoczy pani Magda i wykrzyczy mi prosto w twarz, ze "to jest kurwa niejadalne".
Oglądając cokolwiek, lubię popłakać. Czasem łzy są efektem wzruszeń, a czasem zwykłego śmiechu. :)
Nie wiem, o czym, jak i do kogo napiszę następnym razem, ale postaram się to zrobić jak najszybciej. :)
Tak naprawdę piszę, bo nauka słówek w piątkowy wieczór to niezbyt kusząca wersja. Nie wiem, co chcę powiedzieć, nad czym dumać, tym razem.
Jeszcze tydzień temu modliłam się zęby nie pomylić pociągów, dobrze schować bilet i nigdzie się nie zgubić.
Przypuszczałam, że tamta wyprawa wzbogaci mój bagaż o kolejne kilogramy wspomnień. Ekscentryk z walizką, który na początku wydawał się normalnym, pokrzywdzonym przez los człowiekiem. Odkryłam kilka sposobów na pozbycie się plam z czyiś spodni, włożyłam cholernie niewygodną sukienkę, która i tak nie przeszkadzała mi w tańcach. Szampan wypiłam z pięknego kieliszka, ale ja nadal wolę sok jabłkowy, nieważne, ze szklanki, czy z butelki.
Przepraszam tych, których zadręczam swoimi kiepskimi żartami, śpiewami, czy innymi objawami głupoty. Po prostu tak działa na mnie tegoroczna wiosna, chociaż to nie kwestia pory roku, prawda? :)
Powinnam zarzucić jakąś głęboką myślą, ale mam dzisiaj nastrój, nie sprzyjający zadumie. Oglądam za dużo odmóżdżających programów. Czterdziestolatka z czternastolatkiem. U pana czwórka z tyłu, u pani z przodu, kogo to obchodzi? Ważne żeby oglądalność wzrosła. Alfons, który kamufluje się teczką z kancelarii. Jeszcze lepsza jest wróżka, która ma romans ze szwagrem wujka swojego brata, albo syn zakochany w córce żony przyszłego księdza..
Przyszłe modelki, polka z angielskim akcentem... Im głupsze, tym lepsze. Zrobię sobie zupkę z paczki bez obaw, ze z telewizora wyskoczy pani Magda i wykrzyczy mi prosto w twarz, ze "to jest kurwa niejadalne".
Oglądając cokolwiek, lubię popłakać. Czasem łzy są efektem wzruszeń, a czasem zwykłego śmiechu. :)
Nie wiem, o czym, jak i do kogo napiszę następnym razem, ale postaram się to zrobić jak najszybciej. :)
czwartek, 21 lutego 2013
Dzisiaj próbka moich wieczorno-nocnych wypocin. Nie wiem, czy będę kontynuować, ale jestem ciekawa, co myślicie. :)
*
Halina
Łatwo do nas trafić. Wystarczy zaopatrzyć się w dobrą mapę.
Czasem atlas to za mało, więc o pomoc można poprosić przypadkowych
przechodniów. Z przykrością stwierdzam, że rzadko ktoś bywa w naszych okolicach.
Dzieje się tak dlatego, że to miejsce nie jest stworzone dla ludzi
szczęśliwych. Rzadko odwiedzamy miejsca, w których czujemy pewien dyskomfort.
Nie mam tutaj na myśli szkoły, bo w gruncie rzeczy, nie jest i nigdy nie była
taka zła. Dotarło to do mnie dopiero po zburzeniu podstawówki.
Często odnoszę wrażenie, że jesteśmy kojarzeni z symbolem
śmierci. Starość, jako nieodłączna alegoria kresu. Brzmi, niczym teza
wyimaginowana przez naukowca. Niestety, taka jest prawda. Brakuje nam ostrej
kosy, którą moglibyśmy atakować wybrańca, zgubiliśmy gdzieś czarną płachtę, a
mimo to, nasza fizjognomia zdradza więcej, niż byśmy chcieli.
Przyrównuje się naszą niesamodzielność do dziecięcej
bezsilności. Przerastamy niemowlaki doświadczeniem, ale to oni są silniejsi.
Fascynuje ich wszystko, co kolorowe, dźwięczne i kształtne. Nas nie interesuje
nic. Czekamy na śmierć z zegarkiem w ręku, wyrywając przy tym kartki z
kalendarza. Wściekamy się, bo nasza cierpliwość też ma swoje granice.
Tak, jak
powiedziałam, bardzo łatwo do nas trafić, rzetelnie uprzedzam, że o wiele
gorzej tam wytrzymać.
Kazimierz
Nie mam pretensji do Anity, a tego jej Mirka to nawet lubię.
Łebski facet. Firmy nie ma, ale na chleb im wystarcza, więc po co się czepiać,
że nie chodzi w garniturze? Odwiedzili nas jakieś pół roku temu, chyba dwa dni
przed Wielkanocą. Byli tylko na chwilę, mówili nawet dlaczego tak krótko, lecz
moja pamięć już nie ta, co kiedyś. Przywieźli nas tutaj, bo przedszkola są
tylko dzieci. I to nie dla tych pociech, które noszą pampersy mimo siwych
włosów. Oczywiście, nas ten problem (jeszcze) nie dotyczył, ale skoro jesteśmy
tu gdzie jesteśmy, to widocznie sprawialiśmy kłopot.
Chciałbym mieć nadal swoją czuprynę i bocianie mięśnie. Czasem
ubolewam nad tym, że moje swetry są za grube i zbyt ciemne. Projektanci, czy
jak ich tam zwą, wychodzą z założenia, iż każdy staruszek przyodziewa tylko
szarobure stroje. Pozwolę zrobić z siebie pingwina dopiero w trumnie.
sobota, 16 lutego 2013
Obsypani serduszkami, płatkami róż... Cały walentynkowy rozgardiasz już za nami. Zakochani schowali swoje mniej, lub bardziej wyrafinowane prezenty. Dziś nie będę pisać, po co, dlaczego i w jaki sposób powinniśmy świętować dzień, którego czasem świętować nie można, z przyczyn od nas niezależnych.
Miłość kojarzymy z bezgranicznym zaufaniem, radością, czymś szczerym. To nie cyrograf, nie ma na celu wyrządzania krzywd. Karmię was teraz szeregiem truizmów, ale wynika, to z tego, że nie wiem, jak przejść do sedna. Ostatnio coraz rzadziej spotykamy osoby, które krępuję otwarta rozmowa o sferze intymnej.
Dla niektórych to przecież forma relaksu, zabawy, a co najgorsze sposób na "łatwy i przyjemny" zarobek.
W centrum handlowym szwendają się miłe panie, będące źródłem rozkoszy. Podchodzą do postarzałych pingwinów, wsiadają z nimi do auta, a po piętnastu minutach wychodzą z nowym tabletem. Maszynka do zarabiania nie jest schowana pod wycieraczką samochodu, tylko w rozporkach obcych mężczyzn.
Dziewczyna usatysfakcjonowana, chwali się nowym cackiem. Jednak większą chlubą jest patent na ekspresowe zdobywanie wyszukanych gadżetów.
Na szczęście niektórzy seks traktują jako ukoronowanie związku. Chcą nie tylko zadowolić siebie, ale też partnera. Bez miłości, współżycie traci wartość. Fizyczna przyjemność nie współgra z duchowym uniesieniem. Jeżeli brakuje uczucia, seks smakuje podobnie jak frytka bez keczupu - dobrze, ale brakuje dopełniającej konsystencji.
Na świecie żyją ludzie, którzy wcale nie potrzebują keczupu do dobrze wysmażonych frytek. Cieszą się jedynie z talerza, a im więcej frytek na nim zauważą, tym większe przekonanie, iż dodatki są zbędne. Zaspakajają swój głód. Obojętne im jest to, czy prócz "żołądka", zadowoli się serce.
Seks można uznać za zabawę, ale wybierajmy do tej ekscentrycznej integracji odpowiednią osobę. :)
Długo myślałam, o czym dziś napisać. Ilość paradoksów jest proporcjonalna do ludzi, którzy je tworzą.
Może wypowiedziałam się dość dziwnie i wieloznacznie, ale jak zawsze szczerze i zgodnie ze swoim sumieniem. :)
Miłość kojarzymy z bezgranicznym zaufaniem, radością, czymś szczerym. To nie cyrograf, nie ma na celu wyrządzania krzywd. Karmię was teraz szeregiem truizmów, ale wynika, to z tego, że nie wiem, jak przejść do sedna. Ostatnio coraz rzadziej spotykamy osoby, które krępuję otwarta rozmowa o sferze intymnej.
Dla niektórych to przecież forma relaksu, zabawy, a co najgorsze sposób na "łatwy i przyjemny" zarobek.
W centrum handlowym szwendają się miłe panie, będące źródłem rozkoszy. Podchodzą do postarzałych pingwinów, wsiadają z nimi do auta, a po piętnastu minutach wychodzą z nowym tabletem. Maszynka do zarabiania nie jest schowana pod wycieraczką samochodu, tylko w rozporkach obcych mężczyzn.
Dziewczyna usatysfakcjonowana, chwali się nowym cackiem. Jednak większą chlubą jest patent na ekspresowe zdobywanie wyszukanych gadżetów.
Na szczęście niektórzy seks traktują jako ukoronowanie związku. Chcą nie tylko zadowolić siebie, ale też partnera. Bez miłości, współżycie traci wartość. Fizyczna przyjemność nie współgra z duchowym uniesieniem. Jeżeli brakuje uczucia, seks smakuje podobnie jak frytka bez keczupu - dobrze, ale brakuje dopełniającej konsystencji.
Na świecie żyją ludzie, którzy wcale nie potrzebują keczupu do dobrze wysmażonych frytek. Cieszą się jedynie z talerza, a im więcej frytek na nim zauważą, tym większe przekonanie, iż dodatki są zbędne. Zaspakajają swój głód. Obojętne im jest to, czy prócz "żołądka", zadowoli się serce.
Seks można uznać za zabawę, ale wybierajmy do tej ekscentrycznej integracji odpowiednią osobę. :)
Długo myślałam, o czym dziś napisać. Ilość paradoksów jest proporcjonalna do ludzi, którzy je tworzą.
Może wypowiedziałam się dość dziwnie i wieloznacznie, ale jak zawsze szczerze i zgodnie ze swoim sumieniem. :)
środa, 13 lutego 2013
Ulice, szkoły i inne miejsca publiczne ogarnęła mania kolorowych serduszek. Mamy święto kanapki, pilota, żółtego sera, więc zakochanym też należy się dzień, podczas którego celebrują swoje uczucie. Walentynkowa komercja irytuje niektórych singli. Mówię niektórych, bo mnie ona osobiście nie przeszkadza. W grudniu nad głową latają Mikołaje, na Wielkanoc nie można opędzić się od kurczaków, to co komu przeszkadzają serduszka? Część gryzie to, że "święto zakochanych" ich nie dotyczy, patrzą niemal z zawiścią na zakochane pary. To całkiem ludzki odruch, wynika z potrzeby miłości partnerskiej, ale można na to patrzeć inaczej, z dystansem... Cieszmy się z czyjegoś szczęścia! Tak, wiem, łatwiej wyśmiać niepowodzenie. Powstrzymajmy się od zabójstwa czerwonych lizaczków, tylko dlatego, że nie mamy ich od kogo otrzymać. Może w takim razie znienawidzę święto babci, bo sama nie mam wnuków? Nie popadajmy w paranoję, o to Was proszę! W ciągu roku powinniśmy pływać w morzu miłości, tak aby nie zatonąć, ale uważać też, by nie wydostać się na brzeg. Jednak nie wskakujmy do wody, nie znając źródła. Nie płyńmy tylko dlatego, że nurkują wszyscy dookoła.. Czternasty luty jest dniem, w którym przypominamy sobie, dzięki komu nauczyliśmy się żyć w podwodnym świecie.
Na lądzie też można dobrze funkcjonować, innym przychodzi to łatwiej, drugim trudniej. Ja z pewnością należę do tej pierwszej grupy. Po co się zadręczać, że czegoś nie ma? Lepiej dostrzegać, to co jest.
Zakochanym życzę, by nigdy nie musieli wracać na ląd, z którego pozostała część społeczeństwa chce się wydostać. Obyście w przyszłym roku pływali w jednym morzu!
Sobie chciałabym z kolei życzyć, aby moje wolontariackie marzenia jak najszybciej się spełniły, bowiem nie śpieszy mi się do "pływania".
Na lądzie też można dobrze funkcjonować, innym przychodzi to łatwiej, drugim trudniej. Ja z pewnością należę do tej pierwszej grupy. Po co się zadręczać, że czegoś nie ma? Lepiej dostrzegać, to co jest.
Zakochanym życzę, by nigdy nie musieli wracać na ląd, z którego pozostała część społeczeństwa chce się wydostać. Obyście w przyszłym roku pływali w jednym morzu!
Sobie chciałabym z kolei życzyć, aby moje wolontariackie marzenia jak najszybciej się spełniły, bowiem nie śpieszy mi się do "pływania".
czwartek, 7 lutego 2013
Mam ochotę podpisać się pod tekstem Karolaka. Facet ma rację, wszystko bez sensu. Nie, to nie jest notka o tym, że chłopak to tylko eufemizm od słowa "świnia". Moi rodzice są świetni, czasem nie mniej dziwni niż ja, ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Po prostu, zmarnowałam tydzień. Siedem dni, kilka dobrych godzin. Czułam cholerną satysfakcję, że moja głupota się zmniejsza.. Jaki człowiek jest naiwny! Wystarczy, że zobaczy przed sobą sądny zestaw pytań i wybucha gromkim śmiechem. Nasz historyk prócz pokaźnych swetrów, posiada też dość wyrafinowane poczucie humoru. Tylko my, biedni licealiści coraz rzadziej śmiejemy się z wyszukanych żartów i nie mamy ochoty biegać na poprawy. Nie wspominając o przetrzymywaniu naszych wypocin przez okres Wielkiego Postu.
A tak naprawdę, to mimo całego wyimaginowanego z pozoru tragizmu, bardzo mnie to bawi. Zagrałam w Totolotka! Powiem więcej, zagrałam za darmo, a w Polsce tylko chamstwo jest bezpłatne.
Czasem daniną jest tylko przysłowiowy "liść", albo bardziej brutalny "w pierdol". Ja nie jestem ani przyrodnikiem, ani pierdołą. Ostatnio mówię rzeczy, pozbawione sensu. Robię to albo celowo, albo nieświadomie. A może zbyt często robiłam to celowo, dlatego mój charakter się tak :"sucho" ukształtował?
Nieistotne. Większym absurdem jest to, że ludzie umierają, głodują, mają poważny kłopot. Moglibyśmy ich wesprzeć, ale po co? Polacy wolą zastanawiać się nad tym, co poseł Grodzka ma pod spódnicą. A niech ma nawet i wydmuszki...Ludzie mówią o tolerancji, ale gdy obok nas pojawia się ktoś inny, od razu dostajemy zastrzyk, który pozwala obudzić się nam w krainie absurdu. "Bo jak to tak, to nienormalne!"
Najpierw odpowiedzmy sobie, czy my jesteśmy normalni na tyle, by móc oceniać drugiego człowieka. Każdy ma coś, czego mógłby się wstydzić. Ja jestem cholerykiem, gul rośnie mi za często. Po "lekkim" wybuchu nękają mnie wyrzuty sumienia, a pięć minut później, znowu przypominam ekscentrycznego sangwinika.
Chaos nie ma znaczenia, gdy mówi się szczerze, więc wybaczcie rozbieżność tematów. :)
A tak naprawdę, to mimo całego wyimaginowanego z pozoru tragizmu, bardzo mnie to bawi. Zagrałam w Totolotka! Powiem więcej, zagrałam za darmo, a w Polsce tylko chamstwo jest bezpłatne.
Czasem daniną jest tylko przysłowiowy "liść", albo bardziej brutalny "w pierdol". Ja nie jestem ani przyrodnikiem, ani pierdołą. Ostatnio mówię rzeczy, pozbawione sensu. Robię to albo celowo, albo nieświadomie. A może zbyt często robiłam to celowo, dlatego mój charakter się tak :"sucho" ukształtował?
Nieistotne. Większym absurdem jest to, że ludzie umierają, głodują, mają poważny kłopot. Moglibyśmy ich wesprzeć, ale po co? Polacy wolą zastanawiać się nad tym, co poseł Grodzka ma pod spódnicą. A niech ma nawet i wydmuszki...Ludzie mówią o tolerancji, ale gdy obok nas pojawia się ktoś inny, od razu dostajemy zastrzyk, który pozwala obudzić się nam w krainie absurdu. "Bo jak to tak, to nienormalne!"
Najpierw odpowiedzmy sobie, czy my jesteśmy normalni na tyle, by móc oceniać drugiego człowieka. Każdy ma coś, czego mógłby się wstydzić. Ja jestem cholerykiem, gul rośnie mi za często. Po "lekkim" wybuchu nękają mnie wyrzuty sumienia, a pięć minut później, znowu przypominam ekscentrycznego sangwinika.
Chaos nie ma znaczenia, gdy mówi się szczerze, więc wybaczcie rozbieżność tematów. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)